Ładowanie...
Życie kobiety pod morfą energii męskiej

Kobieta w męskiej energii jest zablokowana na relacje z mężczyznami

Profile mężczyzn z zagranicy, szukających żony z Polski

pete8385
I am currently in Zamosc in Poland on business but I have 2 days in Warsaw, I'm hoping to meet some
HansonRoby
I am just a happy-go-lucky man who believe in my own principles of life..Looking forward for a bett
Catchme
Hi my name ken im a widow and looking for friendship and see where it leads. Im 165 cm tall im ave
Senzaparole
Hi, girls! Welcome to my profile! Insted fof describing meself I would prefer to offer you a good c
romero
very honest and a hard worker
JeffLaJolla
I am an honest, trustworthy, reliable, optimistic American man. I love to travel, play tennis and g
bobbibee
Looking for someone to share my life with.I am honest sincere and loving.I like to socialise by din
Zobacz więcej facetów poszukujących partnerki z Polski »

Doprawdy ciężko sobie to wyobrazić, ale około połowa kobiet w naszym pięknym kraju jest tak zanurzona w męskiej energii, że ma jej więcej niż ponad połowa mężczyzn. Serio? Serio? Ach tak, to prawda. Stąd właśnie wynika aktualny kryzys ojcostwa i zasadniczo problem macierzyństwa. Bo to jest z sobą ściśle powiązanie. I nie ma tu winnych. To nie kwestia poczucia winy i wskazywania palcami. To kwestia rodowych programów ciągnących się pokoleniami, od co najmniej czasów II Wojny Światowej. Bo mocny charakter matki, wychowanej przez mocną babkę. Bo mocny charakter babki, wychowanej przez wojenne czasy, gdy dziadka nie było, a ona musiała przejąć stery rodziny. I gdy dziadek wrócił do domu zastał już kogoś innego niż zostawił kilka lat wcześniej. Kobietę zarządzającą, wyzutą z żeńskości, rozdającą karty. Kobietę, która wzięła odpowiedzialność. No nie mogła inaczej. Bo nie dałaby rady. Bo nie przeżyłaby ona i jej dzieci - czyli często nasi rodzice. I to nie jest kwestia niczyjej winy. Że ojciec, który nie dał rady. Bo dziadkowie którzy go wychowywali też nie dali rady. Bo wycofali się na z góry upatrzone pozycje, na których trwali bezpiecznie przy kobiecie królowej bogini. Nie kobiecej Afrodycie, tylko surowej Herze. Nie kochance, żonie, matce, partnerce, tylko dzielącej i rządzącej bogini, twardej królowej ferującej wyroki. I facet na tych bezpiecznych pozycjach wcale nie czuł się bezpiecznie. Bo jego męskość zmalała do rozmiarów malutkich orzeszków. Nerkowców. Fistaszków. I poszedł w kompulsywną ucieczkę. Alkohol, dragi, nałogową pracę prowadzącą tylko do powiększenia separacji od życia rodzinnego. I zasadniczo poddawał się temu, co kobieta w męskim wybierała. A jeśli nie, to następował prosty scenariusz - konfrontacja, klasz i koniec końców rozpad. I finito, po ptokach, po frytkach. I tak to działo w milionach polskich rodzin. I nadal działa.

Zalew rozwodów, po których kobiety - zazwyczaj działające w zgodzie z własnym czuciem, wychodzą z bardziej lub mniej (lub czasem wcale) toksycznych związków. Dla kobiety z dominującą żeńską energią będzie to trudne, czasem wręcz niewykonalne. Ale dla kobiety zatopionej w męskiej energii będzie to jak pstryknięcie palcami. No, takie mocniejsze pstryknięcie. Bo męska energia to działanie, ekspansja, stawianie granic, przekraczanie granic, walka, opór - to jej najważniejsze aspekty. I kobieta wychodząc z takiego związku korzysta głównie z tej energii właśnie. I to jej służy. Ale każdy kij ma dwa końce, każda moneta dwie strony i w świecie dualnym plus niesie gdzieś ze sobą minus. Bo im bardziej kobieta zapada się w męską energię, tym bardziej traci kontakt ze swoją żeńskością. Im bardziej hołubi w sobie tę siłę, sprawczość, dynamikę, żelazną konsekwencję, stawianie celów i konsekwentne do nich dążenie - tym bardziej odrywa się od swoich kobiecych korzeni. Traci uczuciowość, empatię, emocjonalność, odczuwanie duchowe, intuicję, naturalność, żeńską kreatywność, wrażliwość. Te wszystkie prawdziwe przymioty kobiecej natury. I one pod podszewką maski kobiety walczącej będą uważane za słabość, odsłonięcie gardy prowadzące do narażenia na ciosy, a przede wszystkim brak kontroli. A kontrola to domena męska. Bo w archetypowym związku kobieta podąża za mężczyzną, a wtedy doceniony mężczyzna jej służy całym sobą. I tak każdy mężczyzna, jak i każda kobieta takiego właśnie związku podświadomie by chcieli. No ale póki istnieje odwrócenie ról (męska kobieta - żeński facet), bądź też ich zrównanie w sensie partnerstwo męsko-męskie w związku kobiety i mężczyzny, to nie ma bata. I mimo iż każdej stronie takiej relacji może się wydawać że ma kontrolę na związkiem, to nie. Nie ma jej. Nikt nie ma. Nie ma tu wygranych. Bo oboje oddalają się od samych siebie. Od swojej pierwotnej funkcji w związku. I taka kobieta, która cały dzień będzie szła opancerzona przez zagrażający jej dynamiczny świat, dopiero zasypiając późną nocą będzie łkała w poduszkę puszczając z siebie cały ciężar męskości, który taszczyła przez cały boży dzień. A przecież ona taszczy ten kilkudziesięciokilowy plecak z kamieniami często przez całe życie. I mimo, iż jej ego nie widzi dla niej innej drogi - no bo przecież tyle razy ta męskość ratowała jej cztery litery - to tak naprawdę toczy przeraźliwą walkę z samą sobą. I marzy o tym, by ktoś jej ten plecak po prostu zdjął. Ale nikt tego nie zrobi. Bo będzie ciągle i ciągle przyciągać facetów w energii żeńskiej. Bo tak to działa. I nawet jeśli pojawi się nieopodal niej mężczyzna osadzony mocno w energii męskiej, to albo prędzej czy później dojdzie do sparingu między nimi, albo on po prostu odejdzie. I cześć. I chuj. A ona będzie dalej łkała w tą swoją poduszeczkę, która przyjęła już tyle łez. I przyjmie ich jeszcze więcej. Bo potem zaczną się jeszcze lepsze problemy - zdrowotne, z dziećmi, z obfitością, ogólnie z życiem. I możesz zmieniać partnerów jak rękawiczki, ale z każdym kolejnym będziesz przerabiać ten sam program. Bo tak to działa. Takie domino. Po prostu.

A Ty dalej będziesz walczyć w swojej męskiej wojowniczości. Stawiać opór światu, jak na męską energię przystało. Stawiać granice, których przekroczyć nikomu nie będzie wolno niczym w pamiętnym grudniowym przemówieniu pewnego Wojtka. I nikt ich nie przekroczy. A Ty znowu sama. I tak już zostanie. I będziesz przyciągać podobne kobiety. Z podobnymi problemami. Wszystkie marzące o tym by nareszcie stać się kobietami. Wszystkie wypierające męskość wokoło. Wszystkie zablokowane na swoją żeńskość. I w konsekwencji na przyjęcie męskości i normalne relacje z mężczyznami. Często zablokowane na okazywanie matczynych uczuć dzieciom. Na przeżywanie swojej wrażliwości. Ciężko przeżywać swoją niewinność i wrażliwość w ciągłym procesie walki i oporu. Wojownicy sa twardzi na pokaz, a zazwyczaj po powrocie z wojen leczą swoje traumy. I po cichu płaczą w poduszeczki. Wojownicy. Amazonki także. Wszyscy którzy walczą. Walka wzmacnia walkę, opór wzmacnia konflikt, uwaga poświęcona celowi walki zasila go, no co zrobisz? Odpuszczenie tego wszystkiego to jest świadomość właśnie. Paradoksalnie, to walka jest nieświadomością. Czy Budda, Jezus czy Laozi walczyli z czymkolwiek? Jak jesteś walką to walkę masz wokoło, jak stawiasz granice to granice będziesz mieć wokoło. Jak jesteś miłością to wokoło będziesz mieć miłość, a granice po prostu się rozpuszczą. To nie ignorancja. To jest właśnie świadomość. Czysta fizyka kwantowa. I już.

Tak wiele kobiet obecnie nieświadomie wybiera męskość, zabijając to co w nich najpiękniejsze i to do czego tak bardzo dążą - kobiecość. Robią to podświadomie uważając tą kobiecość za słabość, która nie da im przetrwania. I odtwarzają rodowy program, który idzie z babci na mamę, z mamy na córkę i dalej na dzieci córki potem pójdzie. No chyba, że ktoś w końcu przepracuje ten program i zobaczy kobiety ze swojego rodu jako żeńskie, wrażliwe i czułe, a nie kobiety Horpyny, kobiety sterujące rodzinami, kobiety wodzujące klanowi. I wiem jak ciężko odkleić taki program. Algorytm dzięki któremu funkcjonowało się latami i teraz ego czuje, że jak kobieta wyhamuje swoją męskość, to po prostu męski zły świat ją zaleje i pochłonie, a ona sama straci kontrolę nad nim i nad sobą. A na to sobie nie może pozwolić. I tak się to kręci w kółko Macieju. I mijają pokolenia...

A więc kochana kobieto. Jeśli chcesz odzyskać swoją cudowną żeńskość, odnaleźć to co w Tobie najpiękniejsze, odblokować się na relacje z mężczyznami, nie stawiać oporu życiu tylko iść z nim pod rękę, żyć swoje życie, odkryć w sobie czułą matkę, kochającą partnerkę, cudowną gospodynię, dziką kochankę, to zrób to. Jeśli chcesz by te wszystkie aspekty do Ciebie powróciły - tak, powróciły, bo wszystkie je dostałaś w puli kart, które miałaś rodząc się, to musisz zobaczyć tą prawdziwą kobietę w swojej mamie. I w zasadzie babci, prababci i wszystkich tych kobietach, które nie zawsze mogły właśnie takie być. Ale na dnie serca takie były. Bądź tą pierwszą, która przełamie ten rodowy program. Bądź nią. To jest właśnie Twoja praca, która sprawi, że będziesz tą która wyzwoli tak Twoich przodków, jak i potomków, ale przede wszystkim Ciebie samą. I jest to możliwe. Zobacz w swojej matce cudowną kobietę, wspaniałą żonę, niesamowitą mamę, emanującą żeńską energią Afrodytę, kochankę totalną swojego partnera / męża, gospodynię ogniska domowego, kobietę pozwalającą swojemu partnerowi wlać w związek swoją męskość, robiącą mu na to miejsce. I wtedy zostań właśnie kimś takim. Bo tego właśnie chcesz. Nawet jeśli egotyczny lęk karze Ci walczyć i kontrolować, to podświadomie chcesz właśnie tego. Być kobietą. Żeńską. Wrażliwą. Czułą. Kochającą i kochaną. Ależ oczywiście, że z ociupinką męskiej energii. Pewnie że tak. Bo ona Tobie też jest potrzebna. Ale przede wszystkim żeńska. Bądź żeńską kobietą. Zostań nią. Odkryj ją w sobie. Bo ona tam jest. Po prostu. Ale jeśli jednak postanowisz trwać na swojej wojennej męskiej pozycji niczym mały ołowiany żołnierzyk, to pamiętaj - ta droga też jest dla Ciebie w tym momencie najlepsza. Miłości Tobie

eth